Drogi Czytelniku

Znajdujesz się na blogu z poezją. Jest ona całkowicie mojego autorstwa, z tego też powodu zastrzegam sobie wszystkie prawa autorskie, jeśli chcesz czegoś użyć, prywatnie, czy komercyjnie, proszę, skontaktuj się najpierw ze mną.

Piszę od wielu lat, moje utwory zmieniały się wielokrotnie na przestrzeni tego czasu. Przechodziłam inspiracje różnymi stylami, epokami, czy wreszcie jednostkowymi autorami, nie powinno więc dziwić zetknięcie się z jakimiś ukłonami w przeróżne strony. Zdecydowałam się założyć do tego celu bloga, gdyż serwisy z poezją amatorską sprawiły na mnie wrażenie brutalnie masowych i nieprzejrzystych. Łatwo się tam zagubić, a ja potrzebuję własnego miejsca. Chciałabym z czasem umieścić tutaj to, z mojego archiwum, czym chciałabym móc się podzielić oraz być może zamieszczać również to, co powstaje na bieżąco. Zachęcam do komentowania, gdyż nic nie daje takiej satysfakcji, jak świadomość, że ktoś uznał, że skomentować warto, nawet jeśli niepochlebnie. Sam zachód wyrobienia sobie opinii na mój temat będzie dla mnie zaszczytem.

Zapraszam,

Schalenia

Szukaj na tym blogu

Czasami je słyszę

Czasami je słyszę, jak echo, szaleństwa

Stare, tak stare, że nie pamiętam początku,

Bo czas to pojęcie i czasem nawet maleństwa

W potwory i mary się schowają, w kątku;


Skąd nic niby nie ma, bo nie ma skąd,

Miejsce to także jest tylko pojęcie,

A ja wciąż je słyszę czasami, jak prąd

Co po liniach biegnąc wyznacza napięcie.


Uczę się ciągle nie odwracać wzroku,

Kiedy coś kątem mi jakby umyka

I choć to nie tak, że nie boję się mroku

Łatwiej jest wchodzić do znajomego strumyka.


Zabawne, (choć to złe określenie)

Jak wiele macek, które nie istnieją

Oplata mi Teraz, a nawet wspomnienie

Nie łączy mnie z ich cuchnącą mierzeją.


Dziwną z tym nawiązałam relację;

Z tym niepokojem, z tymi echami.

Przez lata szukając miejsca na rację

Znalazłam ich ślad pod własnymi stopami.


Nie wspomnę o wstydzie, o smutku i żalu,

Bo banał to tutaj niebezpieczne narzędzie;

Gdzie jedno drgnienie skończyć się może w szpitalu

Nie ma mowy o skrótów zdradzieckim pędzie.


Jednak w pozornym… bezruchu ciągle coś rusza,

Do przodu robię dwa kroki i jeden do tyłu,

Nawet gdy wierzchu nie ma; już nic, tylko susza,

Za czas zdumię się, co powstało z kurzu i pyłu.